sobota, 23 maja 2009

Filadelfia

Dzisiaj pojechalysmy z Ilona pociagiem do Filadelfii. Naszym glownym celem byla wystawa Cezanne and Beyond, zorganizowana w Philadelphia Museum of Art. Jedyna taka ekspozycja w USA, cieszaca sie ogromnym zainteresowaniem.
Wysiadlysmy na dworcu w Filadelfii, ogromnym i bardzo pieknym. W srodku roznokolorowi pasazerowie oczekiwali na swoje polaczenia. Wyszlysmy na zewnatrz. I oniemialam... Zostalam oszolomiona widokiem. Ilonka powiedziala do mnie: "To jest Ameryka, mamusiu".
Blekitna panorama miasta, strzeliste wiezowce ze szkla i stali. Wszystko do siebie pasuje, odbija swiatlo i oniesmiela swoim ogromem. I caly czas przyciaga wzrok...
Poszlysmy ulicami Filadelfii, mijajac domy mieszkalne i budynki roznych instytucji.
Dla Ameryki Filadelfia jest bardzo wazna i ma historyczne znaczenie. To tutaj 4 lipca 1776 roku zostala podpisana Deklaracja Niepodleglosci Stanow Zjednoczonych, a takze 11 lat pozniej zostala uchwalona Konstytucja. To byla stolica kraju, do momentu zbudowania Waszyngtonu.
W oddali zobaczylysmy budynek muzeum usytuowany na wzgorzu. Piekny i bardzo duzy, neoklasycystyczny. Wejscie po schodach, wokol pomniki i ladnie skomponowana zielen.
Jak to w Ameryce, jest tez cos zabawnego, cos czego nie spodziewalam sie i o czym nie wiedzialam. Moze dlatego, ze obcy mi jest gatunek tego filmu. A mianowicie pomnik Rocky'ego. To tutaj, na schodach krecone byly niektore sceny. A teraz Rocky stoi jak zywy. ;) Cos powaznego i wielkiego oraz cos kultowego i niepowaznego. Razem! Mozna pogodzic? U nas nie do pomyslenia...
Weszlysmy do muzeum i chociaz mialysmy rezerwacje na okreslona godzine, trzeba bylo czekac w dlugiej kolejce ponad pol godziny. Mialam okazje przyjrzec sie ludziom oczekujacym. Tu juz byly inne osoby, niz te ktore spotykam na ulicach miasteczka B. Inaczej ubrani, inaczej wygladajacy... Cale rodziny, mlodzi i bardzo wiele starszych osob, ktore z trudnoscia staly, a potem chodzily po ekspozycji, ktos z laska, ktos z balkonikiem, ktos na wozku...
Ilonka dostala sluchawki, ja jako ta "glucha na obcy jezyk" nie wzielam nawet. Weszlysmy. Ogarnelo mnie ogromne podniecenie. Tu pejzaze, tam martwe natury, tu kapiace sie, a tam portrety. To co widzialam w albumach, albo na reprodukcjach, teraz jest na wyciagniecie reki. Inne. Bo inaczej odbija sie swiatlo, bo inny jest odbior na zywo. Doskonaly pomysl i jego realizacja. Jest obraz Cezanne i obok dziela innych tworcow, dla ktorych ten pierwszy byl inspiracja. Jest Picasso, Matisse, Braque i wiele innych. 150 obrazow. O prawie wszystkich mozna posluchac...
Wychodzac zajrzalysmy na mala chwileczke do sal z ekspozycjami stalymi. Bo jakze nie wejsc jak tam pysznia sie sloneczniki Van Gogha, eteryczne tancerki Degasa, urokliwy mostek Moneta i grozne morze Maneta. Cuda! Wrocimy do nich jeszcze...
Poszlysmy do innej czesci miasta. Na kampus Uniwersytetu Pensylwania. Jest to jakby male miasto, w ktorym sa budynki uniwersyteckie, a takze domy bractw studenckich, akademiki, sklepy, bary i restauracje. Obok znajduje sie inny kampus, mlodszego i mniej znaczacego uniwersytetu Drexel.
W miasteczku uniwersyteckim jest bardziej swojsko, nie tak monumentalnie, nie tak strzeliscie i oniesmielajaco, jak w centrum miasta. Tutaj czulam sie lepiej, prawie jak w Europie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz