wtorek, 30 czerwca 2009

Muzeum kolder

Muzeum kolder patchworkowych - The People's Place Quilt Museum znajduje sie w miasteczku Intercourse, w stanie Pensylwania. Trafilismy do niego przy okazji zwiedzania Amish Country.
Technika patchworku, czyli zeszywania geometrycznych kawalkow materialu, znana jest juz od wiekow. Piekne koldry wytwarzaja kobiety Amiszow. Sposob przetwarzania zuzytych materialow, ktore szkoda bylo wyrzucic, szczegolnie popularny byl wsrod osadnikow amerykanskich. Dzisiaj technika patchworkowa wytwarza sie prawdziwe dziela sztuki, przepiekne obrazy, doskonale dobrane kolorystycznie.
W muzeum zaprezentowanych bylo 25 kolder. Jedne zrobione recznie z wielu tysiecy kawaleczkow materialu, inne maszynowo, lub z naszywanymi aplikacjami. Rozne wariacje. Jedne z wiekszych, drugie z mniejszych skrawkow. Ukladajace sie w teczowy obraz, albo w geometryczny wzor. Cudowne, zachwycajace prace!
Zazroszcze tej umiejetnosci. Ale moze jeszcze nie jest za pozno na nauke...? ;)

W Stanach bardzo latwo jest realizowac swoje pasje. Znajduja sie tu rozne specjalistyczne sklepiki. Sa na przyklad sklepy z materialami do wyrobu patchworkow. Mozna tu nabyc gotowe zestawy szmatek lub materialy w roznych odcieniach i wzorach, a do tego nici, igly itp. W Bristolu jest uroczy sklepik z akcesoriami do haftowania. Kupi sie tu wszystko od wzoru, czy plotna po ramke do oprawy pracy. Wlascicielka sklepu pomaga rowniez tym, ktorzy maja problemy, a maja dosc odwagi, aby poprosic ja o porade. Sa sklepy z samymi wloczkami i na dodatek prowadzone sa tam kursy robienia na drutach. Istnieja tez ogromne markety dla majsterkowiczow, gdzie znajduje sie wszystko dla amatorow stolarstwa, malarstwa, krawiectwa, dziewiarstwa itp. Mozna kupic rowniez zestawy do wyrobu wlasnych mydel, czy swiec... ;)

Idealna milosc? :)

W literaturze kobiecej Stanow Zjednoczonych pojawilo sie nowe zjawisko - Amish Romance Novels, czyli powiesci, ktorych akcja rozgrywa sie w srodowisku Amiszow. Na okladce przewaznie jest piekna dziewczyna w typowym stroju tej spolecznosci. Jak latwo sie domyslic w ksiazkach tych dominuje idealne, piekne uczucie, skromnosc, prostota, spokoj, pokora... No i nie ma seksu... :)
Trend ten jest na tyle powazny, ze jedna z "amiszowych" powiesci "The Secret" Beverly Lewis, weszla w kwietniu tego roku na 10 miejsce listy bestsellerow New York Timesa. Autorka ma na swoim koncie 87 powiesci, przewaznie dla dzieci i mlodziezy. Pierwsza jej powiesc o Amiszach "The Shunning" zostala oparta na faktach. Bohaterka ksiazki jest babka Beverly, ktora byla mennonitka. Zakochala sie jednak w "obcym" i zostala ekskomunikowana. Romanse tej pisarki ukazaly sie juz w 12 milionach egzemplarzy.
Beverly Lewis nie jest jedyna autorka, ktora podjela te tematyke. Popularnosc Amish Romance Novels spowodowala, ze w ciagu roku zarobiono na nich 1,4 miliarda dolarow!
Literatura ta ma zapewne charakter terapeutyczny. Dobro, uczciwosc, milosc przeciwstawiane sa przeciez brutalnosci i niesprawiedliwosci realnego swiata...
A zainteresowanych odsylam do amerykanskiego Time z 27 kwietnia 2009 roku, gdzie jest artykul Andrei Sachs na opisany temat.

poniedziałek, 29 czerwca 2009

Swiat Amiszow

Ogromne zaciekawienie i fascynacje budzi we mnie spolecznosc Amiszow, zyjaca w XXI wieku wedlug regul z konca wieku XVII... Surowe zycie bez pradu i innych zdobyczy techniki, a z drugiej strony ogromne wzajemne wspieranie sie tych ludzi... Poboznosc, skromnosc, dyscyplina... Zamkniety swiat Amiszow przetrwal jeszcze tylko w USA i Kanadzie. Do Pensylwanii sprowadzil ich William Penn. Religia Amiszow jest odmiana anababtyzmu. Zyja wedlug niespisanych zasad The Ordnung, ktore reguluja wszystko - stroj, wlosy, zachowanie i postepowanie...
Amish Country znajduje sie wsrod zielonych wzgorz hrabstwa Lancaster, w stanie Pensylwania. Sa tam duze polacie lak i pol uprawnych, porzadnie utrzymane gospodarstwa i miasteczka o uroczych nazwach jak Paradise (Raj), Bird-in-Hand (Ptaszek w garsci), albo calkiem nieprzyzwoitych - Intercourse (Stosunek). ;) Jadac, mijalismy Amiszow w charakterystycznych wozkach z koniem. W polach widac bylo czarne kapelusze gospodarzy i male figurki dzieci, pomagajacych w pracach polowych. Kolo jakiegos domu stala duza grupa osob w czarnych skromnych strojach, a po drodze widzielismy kolejnych ludzi zmierzajacych w tym kierunku. Mezczyzni byli w dlugich marynarkach i kapeluszach, kobiety w sukienkach, na ktore nalozone byly czarne fartuszki mezatek lub biale panien. Na glowach mialy czepeczki. Widac bylo, ze sa to stroje odswietne...
Bylismy w skansenie, gdzie zachowane zostaly budynki z polowy XIX wieku - dom mieszkalny, gospodarczy, wedzarnia, szkola, kuznia, a takze narzedzia rolnicze, wozki i inne akcesoria potrzebne do pracy i normalnego zycia. Wszystko bardzo proste i skromne.

I to bylo wartosciowe i prawdziwe. Natomiast cala reszta byla zrobiona na potrzeby turystow. Byly sklepy z pamiatkami, imitujacymi zycie i kulture Amiszow, a niektore z tych rzeczy zrobione byly w Chinach lub innych krajach Wschodu..., zwierzeta domowe w zagrodach, slodycze, jedzenie itp.
W pierwszej chwili bylam bardzo rozczarowana i zawiedziona, ze te drobne przedmioty nie zostaly wykonane wlasnorecznie przez Amiszow... Pozniej przeczytalam, ze oni specjalizuja sie glownie w robieniu na sprzedaz mebli i innych drewnianyh przedmiotow oraz patchworkowych kolder. I sa to przedmioty na doskonalym poziomie. A ktos inny zapewne chce zarobic na zainteresowaniu ta spolecznoscia...

Nie do konca mozna zrozumiec tych, ktorzy wybrali taka izolacje. Jak silna musi byc wiara, zeby odrzucic cywilizacje? A moze to strach przed wykluczeniem ze spolecznosci i samotnym zyciem? A moze niewiedza i brak wyksztalcenia?




piątek, 26 czerwca 2009

Independence National Historical Park

Filadelfia ma podobne znaczenie historyczne dla Amerykanow, jak Krakow dla Polakow. W obu tych miejscach zachowaly sie nienaruszone zabytki minionych czasow i pozostal duch kultury i swiadomosci narodowej.
Independence National Historical Park, czyli Narodowy Park Niepodleglosci jest najwazniejszym miejscem w Stanach Zjednoczonych. Tu narodzilo sie panstwo. Teren ten jest nazywany "najbardziej zabytkowa mila kwadratowa Ameryki". Park sklada sie z 40 budynkow, w wiekszosci wiktorianskich z XVIII w., otoczonych zielenia i ogrodami.
Najwazniejszy z nich to Independence Hall. Tu obradowal Kongres Kontynentalny i tu napisana zostala w 1776 roku Deklaracja Niepodleglosci, rozpoczynajaca zycie nowego narodu, a jednoczesnie wojne z Brytyjczykami. Tutaj tez obradowala Konwencja Konstytucyjna, ktora w 1787 roku uchwalila, obowiazujaca do dzis, pierwsza konstytucje panstwowa w dziejach - Konstutycje Stanow Zjednoczonych.
Odczytanie Deklaracji Niepodleglosci poprzedzilo bicie dzwonu Liberty Bell. Oglaszal on rowniez zwyciestwa i porazki w wojnie o niepodleglosc. Dzwon wazy 900 kg i umieszczone sa na nim slowa z Biblii "Oznajmijcie wyzwolenie w kraju dla wszystkich jego mieszkancow" (tlum. wg Biblii Tysiaclecia). Po raz ostatni zadzwonil w 1846 roku, w dniu urodzin Waszyngtona. Dzwon jest pekniety i kraza na ten temat rozne legendy... Dzis spoczywa w specjalnym pawilonie Liberty Bell Center.
Wszystkie budynki na tym terenie maja jakies znaczenie. Jest budynek pierwszego banku amerykanskiego, budynek sadu, Kosciol Chrystusa, z lawka Waszyngtona, oznaczona tabliczka, dom Betsy Ross, ktora pierwsza uszyla amerykanska flage i wiele innych.
Zabudowa tego obszaru daje nam obraz zycia w XVIII w. Pieknie utrzymane ogrody, drzewa, trawniki, wiekszosc domow z czerwonej cegly. Po alejkach przechadzaja sie ludzie ubrani w stroje z epoki (prawdopodobnie przewodnicy). Jest tu spokoj, nostalgia i ... oddech historii.










czwartek, 25 czerwca 2009

William Penn, Pensylwania, Filadelfia - troche historii

Zalozyciel Filadelfii, a wlasciwie calej Pensylwanii - William Penn byl angielskim kwakrem, ktory za gloszenie swoich pogladow byl wieziony i przesladowany w swoim kraju. Krol Karol II byl jednak winien jego ojcu duza sume pieniedzy i w zamian za ten dlug przyznal Pennowi ziemie w Ameryce na zachod od rzeki Delaware. Dekret krolewski z 1681 r. dawal mu nieograniczona wladze nad kolonia i nadal jej nazwe Pennsylvania (z lac. lasy Penna). William Penn zebral nowych kolonistow, w wiekszosci kwakrow z Anglii, Holandii, Niemiec i innych krajow. Gwarantowal im swobody religijne, spisal ustawe o obieralnosci wladz, zawarl porozumienia z Indianami i gdy uznal, ze kolonia dobrze sie rozwija wrocil w 1684 roku do Anglii. Pensylwania pozostala prywatna kolonia Pennow, do czasu utworzenia Stanow Zjednoczonych. A William Penn powrocil do Ameryki tylko raz w 1699 roku, kiedy to trzeba bylo rozwiazac szereg problemow, zwiazanych z przemytem, korupcja i piratami.
Plan urbanistyczny Filadelfii stworzyl sam William Penn. Pomoca sluzyl mu kapitan Thomas Holmes. Zaplanowana wowczas siatka ulic istnieje do dzis.
Kwakrzy, szlachetni idealisci, marzac o braterskiej milosci, ale jednoczesnie nie unikajac solidnej pracy, po 8 latach od chwili przybycia, doprowadzili miasto do rozkwitu. Mialo ono juz 10 tys. mieszkancow i bylo duzym portem oraz osrodkiem handlowym. W 1770 roku Filadelfia byla najwazniejszym i najbogatszym miastem kontynentu.
Nie nalezy sie wiec dziwic, ze to wlasnie tutaj zgromadzili sie rewolucjonisci i rozpoczeli walke o wlasne panstwo.

środa, 24 czerwca 2009

Filadelfia - Center City

Wczoraj po raz pierwszy sama pojechalam do Filadelfii. :) Przez 4,5 godz. spacerowalam, ogladalam, podziwialam i fotografowalam... Juz lepiej orientuje sie w topografii ulic, rozpoznaje budynki, wiem co chcialabym zobaczyc i dokad pojsc... Filadelfia jest mniejsza niz Nowy Jork. Moze troszke spokojniejsza...
W Filadelfii sa ulice, ktore biegna przez nieomal cale miasto np. Market, Walnut czy Chestnut, ze wschodu na zachod. Market Street ma 30 m szerokosci. Niektore ulice maja 15 m szerokosci.
Filadelfia ma ok. 1,5 mln ludosci i ok. 6 mln w aglomeracji.
Centrum miasta z historyczna dzielnica Independence National Historical Park rozciaga sie pomiedzy dwoma rzekami - Schuylkill na zachodzie i Delaware na wschodzie.
Eleganckie Center City jest bardzo dobrze urbanistycznie zaplanowana przestrzenia. Jest to centrum finansowe, biznesowe i handlowe. Sa tu tez budynki rzadowe i miejskie. Miedzy strzelistymi wiezowcami stoja XIX-wieczne budowle np. Masonic Temple, Kosciol Metodystow, Pennsylvania Academy of the Fine Arts czy maly prezbiterianski kosciolek.
W srodku Center City jest ratusz - City Hall. Jest to ogromna kwadratowa bryla, wewnatrz ktorej jest jakby dziedziniec, z wyjsciami na 4 strony swiata, na ulice Broad i Market. Ratusz ma 167 m wysokosci i 9 pieter oraz jedna kondygnacje podziemna. Na wiezy znajduje sie zegar o srednicy 8 m, a na jej szczycie jest figura Williama Penna, zalozyciela miasta. City Hall ukonczono w 1901 roku, a powstawal on przez 30 lat! Do polowy lat 80-tych byl najwyzszym budynkiem w Filadelfii. Obecnie najwyzszy budynek Comcast Center, oddany w 2008 roku, ma 297,2 m.
W Center City bylam w porze lunchu. Mijalam bardzo elegancko ubranych ludzi, mezczyzn w garniturach i krawatach, a kobiety na wysokich obcasach. :) Restauracje i bary byly pelne. Gmach Comcast Center ubrany byl balonikami w narodowych barwach. Byla tam jakas debata, czy spotkanie wyborcze... Zwykly dzien wielkiego miasta...







poniedziałek, 22 czerwca 2009

"Mamma Mia!"

Widzialam film "Mamma Mia!" z Merryl Strep w roli glownej i spektakl muzyczny pod tym samym tytulem na Broadway'u. To ten pierwszy powstal na bazie popularnosci drugiego. Szkoda, ze chcac przyciagnac widzow, zatrudniono w filmie aktorow o wielkich nazwiskach, zamiast prawdziwych spiewakow. Przez to film wiele stracil...
Musical "Mamma Mia!" mial swoja premiere na West Endzie w Londynie w roku 1999, natomiast na Broadway'u w 2001 i jest grany w Winter Garden Theatre do tej pory, przy kompletach widzow. :) Porywajaca muzyka zespolu ABBA, doskonala inscenizacja, wspaniale, przepiekne glosy, taniec, energia oraz barwne stroje powoduja, ze chcialoby sie ogladac to przedstawienie bez konca. Plakalysmy ze smiechu, ale i ze wzruszenia lzy tez stawaly nam w oczach. ;) Po kazdej pieknie wykonanej scenie, aktorzy otrzymywali gromkie brawa, natomiast po spektaklu odbyla sie kilkunastominutowa owacja na stojaco. Rece bolaly od oklaskow... ;)
Winter Garden Theatre przy 1634 Broadway powstal w 1911 roku w budynku, wybudowanym w 1896. Wnetrze teatru jest bardzo piekne, kunsztownie zdobione sciany, balkony, loze, wygodne fotele. Ogolna kolorystyka brazowo-bezowa. Doskonala akustyka. Najwiekszym sukcesem teatru byly "Koty" Andrew Lloyda Webbera, grane przez prawie 19 lat!
Kazdy z 40 teatrow Broadway'u gra swoja jedna sztuke, czesto dotad, dopoki jest zainteresowanie widzow. W tym momencie grane sa 34 przedstawienia w tyluz teatrach. 24 z nich nie maja wyznaczonych granic czasowych. :)
Musical, jako gatunek jest specjalnoscia angloamerykanska. West End w Londynie i Broadway w Nowym Jorku to miejsca, gdzie powstaja najlepsze i najglosniejsze sztuki muzyczne.
A na "Mamma Mia!" poszlabym z przyjemnoscia jeszcze raz... :)



Nowy Jork

Stalo sie. ;) Bylam w Nowym Jorku. :) Ktos kiedys powiedzial, ze pierwsze spotkanie z Nowym Jorkiem jest jak utrata dziewictwa. ;) Tyle sie o nim slyszy, czyta w literaturze, oglada w filmach, czy na fotografiach, ale i tak nie mozna pojac, poki sie samemu nie doswiadczy.
Do miasta wjechalysmy tunelem pod rzeka Hudson. Z podziemia dworca kolejowego Penn Station wyszlysmy na 7 Aleje. Tlum ludzi, gwar, chaos, tempo, klaksony zoltych taksowek, ktos sie przepychal, ktos chcial sprzedac parasolke za 3 dol..., bylo szaro i mzyl deszcz. Dobrze, ze juz skonczyla sie ulewa... Popatrzylam w gore. Drapacze chmur, ktorych konca nie widac... Jeden obok drugiego, zachodza na siebie, w glebi nastepny... Bylysmy w srodkowym Manhattanie, poszlysmy w strone gornego... Musialysmy przejsc 18 przecznic. Rozgladalam sie, ale nie moglam ogarnac wszystkiego... Na co mialam patrzec? Czy na imponujace budynki, bogate sklepy z kolorowymi wystawami, barwny tlum, reklamy... ? A jeszcze trzeba bylo isc w tlumie pieszych, przechodzic przez przecznice... Minelysmy Times Square, weszlysmy na Broadway. Ogromne reklamy musicali zakrywaja znaczna czesc budynkow. Kolorowo i kiczowato. No coz, komercja ponad wszystko...
Teatry kusza. Tu "Chicago", tam "Mary Poppins", ale my idziemy na "Mamma Mia" do Winter Garden Theatre. :) To moj prezent imieninowy od Ilonki i Tima. Cudowny! :)
Po wyjsciu z teatru, rozbawione, z uszami pelnymi muzyki, zadowolone i szczesliwe, ruszylysmy na dalszy spacer ulicami Nowego Jorku. 50 Ulica poszlysmy do Rockefeller Center, i dalej 5 Aleja. Na tle wiezowcow odrozniala sie neogotycka Katedra Sw. Patryka. Potem przeszlysmy obok Grand Central Terminal, Nowojorskiej Biblioteki Publicznej i Empire State Building, ponownie najwyzszego, po zniszczeniu obu wiez World Trade Center. Na 5 Alei bylo troche spokojniej. Strzeliste wiezowce, przecznice, otwierajace kolejne widoki. Widoki miedzy widokami. Fantastyczne! Ulice, nawet zadziwiajaco czyste, eleganckie domy towarowe, sklepy firmowe, galerie, restauracje...
Bardzo podoba mi sie to miasto. Jest w nim jakas magia i energia. Idac, myslalam o Kosinskim, Glowackim i innych ludziach, nie tylko Polakach, ktorych Nowy Jork oczarowal i pozostali w nim na zawsze lub caly czas do niego wracaja...











piątek, 19 czerwca 2009

Arirang, hibachi i Jevan ;)

Wczoraj znowu mialam okazje obserwowac radosc i zadowolenie Amerykanow. :) Juz pisalam, ze podziwiam ich cechy charakteru - latwosc nawiazywania kontaktow, czy umiejetnosc spontanicznej zabawy.
Pojechalismy do restauracji Arirang Hibachi Steakhouse & Sushi Bar w miejscowosci Langhorne. Nie bylo miejsca, wiec spedzilismy 20 min. w barze, po czym hostessa zaprowadzila nas do duzego stolu w ksztalcie litery C, ktory otaczal dwa miejsca do gotowania zw. hibachi. Sa to podgrzewane plyty, na ktorych w obecnosci gosci przygotowywuje sie posilek. Jest to caly ceremonial - odpowiedni stroj, ruchy, czynnosci. Stol byl na tyle duzy, ze trzeba bylo siedziec przy nim z obcymi osobami.
W restauracji panowal nieopisany gwar, szczek nozy i harmider. Rozejrzalam sie wokol... Gdzies plonal ogien, w innym miejscu spiewano solenizantowi, a gdzie indziej jakis Azjata zonglowal nozami. Smiech, zabawa i ... wyraznie widoczne zadowolenie.
Kelner o imieniu Then przyjal zamowienie. Dostarczyl nam napoje i przystawki. Po czym przyszedl ten, ktory mial byc glowna atrakcja. Mlody, sympatyczny Azjata o imieniu Jevan, ubrany w bialy stroj, z wysoka czapka. :) Artysta, komik, zongler, cyrkowiec, czarodziej, ... kucharz. Zonglowal nozami, miseczkami z ryzem, jajeczkami, zapalal ogien, zartowal z klientami, karmil, rzucajac prosto do ust kawaleczki cukinii, ... a jednoczesnie sprawnie przyrzadzal potrawy dla nas i 5-osobowej rodziny, siedzacej obok. Dzieci sie smialy, dorosli klaskali, panowala radosc i zabawa.
Moze bylo w tym przedstawieniu troche szalenstwa, a moze cyrku...? ;) Byl jednak takze klimat i atmosfera Wschodu. Bo i jedzenie i stroje, no i skosnooka obsluga... ;) I nie bylo osoby, ktora nie poddalaby sie ogolnemu rozbawieniu. :)
Wrocilismy do domu, nie dosc, ze nakarmieni pysznym jedzeniem, to jeszcze na dodatek w doskonalych nastrojach. :)

czwartek, 18 czerwca 2009

Natura

Zastanawiam sie, co jest przyczyna tego, ze caly czas fascynuje mnie przyroda w Stanach. Czy powodem jest jej rzeczywiste piekno, czy tez to tylko moje nagle nia zainteresowanie. Od urodzenia mieszkam w duzym miescie. Nie mialam zbyt wielu mozliwosci na kontakt z natura. Teraz mam czas, zeby oddac sie obserwacji i kontemplacji. ;) A moze to z wiekiem bardziej sie uwrazliwiam i zwracam uwage na matke-ziemie? Pewnie wszystko na raz... Nie wiem... Zobacze, jaka bedzie moja percepcja przyrody po powrocie do kraju. ;)
A moze Ilona ma racje, mowiac, ze tu fauna i flora sama sie narzuca...?
Kiedys, bedac na spacerze z psem, widzialam bobra na lace. Kolo 14 g. Normalne, bo kolo kanalu, nienormalne, bo w dzien. ;) Sprawdzilam w sieci, czy to na pewno bobr. Okazalo sie, ze tak. Nie byly to omamy wzrokowe, ani zajac ktory schowal uszy. ;)
Kolo Muzeum Sztuki w Filadelfii rosnie duze drzewo z ogromnymi przepieknymi kwiatami. W pierwszej chwili myslalysmy, ze to figowiec, jednak okazalo sie, ze to magnolia. I tak ze wszystkim. Jasmin ma wieksze kwiaty, hortensja inaczej kwitnie, a lilie wygladaja, jak zmutowane frezje... ;)
Musze uzupelnic swoja wiedze przyrodnicza... Mam nieraz problemy z okresleniem nazwy, czy gatunku. A narazie musza mi wystarczyc zmysly, ktorymi chlone to co zachwyca swoim ksztaltem, zapachem, czy swiergotem...